Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   263   —
(Wychodzą: Lucencyo, Bianka i Biondello).

Gremio.  Dziwna, że Kambio jeszcze nie przychodzi.

(Wchodzą: retruchio, Katarzyna, Wincencyo i Służba).

Petruchio.  Oto drzwi, panie, to jest dom Lucencya; Dom mego ojca leży trochę dalej, Śpieszno mi przybyć, więc cię tu zostawiam.
Wincenc.  Przód musisz ze mną spełnić puhar wina; Z góry ci dobre zapewniam przyjęcie, Nie braknie pewno i na dobrym kąsku (stuka).
Gremio.  Zbyt są w tym domu zatrudnieni; radzę ci stukać głośniej. (Pokazuje się Pedant w oknie).
Pedant.  Kto stuka, jakby wysadzić chciał wrota?
Wincenc.  Czy signor Lucencyo jest w domu?
Pedant.  Jest w domu, ale mówić z nim teraz nie można.
Wincenc.  A gdyby mu kto przyniósł jakie sto lub dwieście funtów na hulankę?
Pedant.  Zatrzymaj twoje sto funtów w kieszeni; nie potrzebuje on ich wcale, dopóki ja żyję.
Petruchio.  Czy ci nie mówiłem, że syn twój podbił wszystkie serca w Padwie? Słuchaj mnie, panie; aby niepotrzebnie czasu nie trwonić, powiedz, proszę, signorowi Lucencyo, że ojciec jego przybywa z Pizy, i czeka przed drzwiami, chcąc się z nim rozmówić.
Pedant.  Kłamiesz; ojciec jego już przybył do Padwy i z tego okna na was patrzy.
Wincenc.  To ty jesteś jego ojcem?
Pedant.  Ja, panie; tak przynajmniej matka jego utrzymuje, jeśli mogę jej wierzyć.
Petruchio  (do Winc.). Jakto, mości panie? to wyraźne hultajstwo brać drugiego imię.
Pedant.  Aresztuję tego hajdamaka; chce widocznie kogoś w tem mieście otumanić pod mojem nazwiskiem.

(Wchodzi Biondello).

Biondello.  Widziałem ich razem w kościele. Szczęść im Boże w żegludze! — Ale kogoż to widzę? Stary pan mój Wincencyo. Zginęliśmy! przepadliśmy!
Wincenc.  (spostrzegając Biondella). Pójdź tu sam, wisielcze!