Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   260   —

boszcza, aby był gotowy na twoje przyjęcie, gdy przyjdziesz tam z twoim dodatkiem (wychodzi).

Lucencyo.  Zrobię tak, jeśli zgodne to z jej wolą.
Gdy ona chętna, jak mogę się wahać?
Co bądź wypadnie, śpieszę — a źle będzie,
Jeżeli Kambio bez niej tu powróci (wychodzi).


SCENA V.
Publiczna droga.
(Petruchio, Katarzyna i Hortensyo).

Petruchio.  Przez Boga, śpieszmy ku domowi ojca.
Jak miłem światłem księżyc wszystko oblał!
Katarz.  Księżyc? to słońce nie księżyc nam świeci.
Petruchio.  Ja utrzymuję, że to blask księżyca.
Katarz.  A ja wiem dobrze, że to jest blask słońca.
Petruchio.  Na syna matki mojej, mnie samego,
To będzie księżyc, gwiazda, lub co zechcę,
Nim ruszę krokiem do twojego ojca.
Wciąż sprzeciwianie! nic jak sprzeciwianie!
Hortens.  Przystań na wszystko lub się stąd nie ruszym.
Katarz.  Proszę cię, jedźmy, gdy już tu jesteśmy,
A niech to będzie co chcesz: księżyc, słońce,
Nawet łojowa świeczka jeśli żądasz.
Odtąd, przysięgam, zgodzę się na wszystko.
Petruchio.  To księżyc, mówię.
Katarz.  Wiem, że to jest księżyc.
Petruchio.  Kłamiesz, to słońce jest błogosławione.
Katarz.  A więc niech będzie Bóg błogosławiony,
Błogosławione że świeci nam słońce.
Lecz to nie słońce, gdy powiesz, że nie jest;
Księżyc się zmienia tak jak twoje myśli,
Tak zwać się będzie, jakie dasz mu imię,
Dla Katarzyny będzie tem, czem zechcesz.
Hortens.  Petruchio! naprzód! bo wygrana bitwa.
Petruchio.  Naprzód! tak kula toczyć się powinna,
Lada zawadzie nie dając się skręcić.