Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   136   —

W mem wiernem sercu władać będzie wiecznie.

(Wchodzi Jessyka).

Jesteś gotowa? podwójmy więc kroki,
Bo maskarada nie cierpi już zwłoki.

(Odchodzi z Jessyką i Salarinem. — Wchodzi Antonio).

Antonio.  Kto tam?
Gracyano.  Antonio? czy też głos mnie zwodzi?
Antonio.  Wstydźcie się, wstydźcie! gdzie reszta przyjaciół?
Już po dziewiątej; was tylko brakuje.
Nic z maskarady. Wiatr pomyślny wieje,
Bassanio wsiada na okręt za chwilę:
Dwudziestu posłów wypchnąłem za wami.
Gracyano.  Nie ja się smucę, że płyniem tak nagle:
Już rozwinięte chciałbym widzieć żagle. (Wychodzą).


SCENA VII.
Belmont. — Sala w domu Porcyi.
(Przy odgłosie trąb wchodzą: Porcya, książę Maroku i ich Orszaki).

Porcya.  Rozsuń firanki i pokaż szkatułki.
Szlachetny książę, wybieraj w nich teraz.
Ks. Mar.  Pierwsza ze złota, a na niej te słowa:
„Mnie biorąc, weźmiesz, czego wielu pragnie.“
Druga jest srebrna z taką obietnicą:
„Mnie biorąc, weźmiesz, ile zasługujesz.“
Trzecia z ciężkiego ołowiu z napisem:
„Mnie biorąc, wszystko na szwank musisz stawić.“
Po czemże poznam, żem wybrał szczęśliwie?
Porcya.  W jednej szkatułce jest portret mój, książę;
Gdy tę wybierzesz, żoną jestem twoją.
Ks. Mar.  Kieruj mną Boże! — Wszystkie te napisy
Raz jeszcze jeden rozważmy głęboko.
Cóż ta szkatułka ołowiana mówi?
„Mnie biorąc, wszystko na szwank musisz stawić.“
Co? wszystko stawić? a za co? za ołów?
Napis ten grozi. Kto wszystko naraża,
Naraża w wielkich nadziejach wygranej.