Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   120   —

Szajlok.  Wiem, trzy tysiące trzeba mu dukatów.
Na trzy miesiące.
Antonio.  Prawda, zapomniałem;
Szajlok.  Na trzy miesiące, jak mi pan powiada.
Co do obligu — o, tak — słuchaj, panie,
Wszak mi mówiłeś, jeśli się nie mylę,
Że ani płacisz, ni bierzesz procentów?
Antonio.  Do dziś przynajmniej taki był mój zwyczaj.
Szajlok.  Gdy Jakób wuja Labana pasł trzody,
Jakób ten, z świętej linii Abrahama
(Przez mądrą sztukę swej roztropnej matki)
Był trzecim, tak jest, trzecim był dziedzicem.
Antonio.  I cóż stąd? czyliż Jakób brał procenta?
Szajlok.  Nie, nie brał, to jest raczej bezpośrednio
Nie brał procentu, lecz słuchaj, co robił.
Kiedy z Labanem, wujem, się ułożył,
Że z trzody wszystkie pstrokate jagnięta
Dla niego będą, pod koniec jesieni,
Kiedy do owiec przypuszczono tryki,
I gdy wełniste matki płód poczęły,
Rozumny pasterz drzew pewne gałęzie
Z kory obłupał, i tak obłupane
Przed kotnych owiec wystawił oczami;
A kiedy przyszedł czas, młode jagnięta
Były pstrokate, były Jakóbowe.
Tak rósł w bogactwo mąż błogosławiony,
Bo wszelki dochód jest błogosławieństwem,
Jeżeli nie jest kradzieży owocem.
Antonio.  Jakób był sługą za przygodną płacę,
Za rzecz od jego niezawisłą woli,
Lecz kierowaną bożym tylko palcem.
Jakto? więc tekst ten bronić ma lichwiarzy?
Lub czy twe złoto owcą jest i trykiem?
Szajlok  Nie wiem, lecz równie rozmnażam je szybko.
Słuchaj mnie, panie.
Antonio.  Uważaj, Bassanio,
Że biblią może i dyabeł cytować.
Zła dusza, święte przywodząca teksty,