Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   121   —

Jest jak rozbójnik z uśmiechem na twarzy,
Lub piękne jabłko, ale zgniłe w jądrze.
O, jakże piękną fałsz przybiera postać!
Szajlok.  Hm, trzy tysięce — okrągła to sumka!
A trzy miesiące z dwunastu; to zrobi —
Antonio.  Powiedz, możemyż na ciebie rachować?
Szajlok.  Panie Antonio, nie raz, nie dwa razy,
Szydziłeś sobie ze mnie na Rialto,
Ze mnie, z pieniędzy moich i procentów;
Ja wszystko jednak znosiłem cierpliwie,
Bo Izraela przeznaczeniem cierpieć.
Zwałeś mnie kundlem, niewiernym rabusiem,
Plwałeś na moją żydowską opończę
Za to, żem mojej używał własności.
Dziś, zda się, mojej trzeba ci pomocy;
Dobrze więc, dzisiaj przychodzisz i mówisz:
„Szajlok, potrzeba nam teraz pieniędzy“.
Tak mówisz do mnie, ty, co plwałeś na mnie,
Deptałeś po mnie, odganiałeś nogą,
Jak psa od progu. Teraz chcesz pieniędzy!
A ja co na to? Mamże odpowiedzieć:
Jak to być może, by miał pies pieniądze,
By mógł pożyczyć kundel trzy tysiące?
Lub, czy z pokłonem, głosem niewolnika,
Wstrzymując oddech w uczuciu pokory,
Mam odpowiedzieć: panie, w przeszłą środę
Plunąłeś na mnie, przed kilkoma dniami
Psem mnie nazwałeś, potrąciłeś nogą;
Za tyle łaski daję ci pieniądze.
Antonio.  Jak dawniej byłem, tak dziś jestem gotów
Nogą cię kopać i pluć ci na brodę.
Jeśli nam zechcesz pożyczyć pieniędzy,
To nie pożyczaj jak przyjacielowi,
(Bo kiedyż przyjaźń niepłodne metale
Rozmnażać pragnie w przyjaciela ręku?)
Lecz daj je raczej nieprzyjacielowi,
Na którym jeśli na czas nie wypłaci,
Będziesz miał prawo zemstę twą nasycić.