Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W której mi słuchać było niepodobna;
Trudność tę wziąłeś sobie za wymówkę
Twego niedbalstwa.
Flawiusz.  O, dobry mój panie,
Moje rachunki przynosiłem nieraz;
Gdym je przedstawiał, odpychałeś księgi,
Mówiąc, że moja sprawdza je uczciwość.
Kiedyś za lada datek nakazywał
Skarby przesyłać, płakałem jak dziecko,
A nawet często, bez względu na respekt,
Błagałem, żebyś rękę mniej otwierał;
Musiałem nieraz fukania twe znosić,
Kiedy mówiłem o skarbów odpływie,
O długów coraz groźniejszym przystępie.
Drogi mój panie, choć to już za późno,
Czas wielki, żebyś usłyszał nakoniec,
Że cała masa twoich posiadłości
Połowy twoich długów nie pokryje.
Tymon.  Sprzedaj me ziemie.
Flawiusz.  Wszystkie zastawione,
Niejedna poszła w ręce wierzycieli.
Co pozostało, ledwo zamknie usta
Dzisiejszym długom, jutro przyjdą nowe;
Jak je zapłacić? jaka przyszłość nasza?
Tymon.  Do Sparty me się rozciągały klucze.
Flawiusz.  Drogi mój panie, świat to wyraz tylko;
Gdyby był twoim, gdybyś nim rozrządzał,
Jakby się prędko z twoich rąk wyśliznął!
Tymon.  To prawda.
Flawiusz.  Panie, jeśli podejrzywasz,
Jeżeli wątpisz o mej uczciwości,
Błagam cię, wybierz sędziów najsurowszych,
Niechaj się w moich rozpatrzą rachunkach.
Bóg mi jest świadkiem, że gdy twoje sale
Od pasożytów twych się trzęsły krzyku,
Gdy się w piwnicach lało twoje wino,
Kiedy twój pałac od pochodni gorzał,
A grzmot kapeli echo odbijało,