Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   241   —

O co prosiłem, pięknie wykonane.
Dalej, rycerzu, mamy tutaj damę,
Któraby chciała pokręcić się trochę,
A wiem, że wasi tyryjscy rycerze
Wiedzą, co trzeba, by skakały damy,
I sami w skokach są niepospolici.
Perykles.  Jeżeli w sztuce tej byli ćwiczeni.
Symonid.  To coś ma minę, jakbyś chciał odmówić
Uprzejmej prośbie. (Rycerze i Barny tańczą).
Dość tego na teraz.
Wszyscyście pięknie sprawili się w tańcu,
(Do Perykl.). Lecz ty najpiękniej. — Zapalcie pochodnie,
Pazie, do komnat prowadźcie rycerzy.
A ty najbliższym mym będziesz sąsiadem.
Perykles.  Wola twa, królu, jest dla mnie rozkazem.
Symonid.  Za późno teraz o miłości mówić,
A wiem, książęta, że to celem waszym.
Idźcie więc spocząć, a z jutrzejszym rankiem
Zobaczym, szczęsnym kto będzie kochankiem.

(Wychodzą).


SCENA IV.
Tyr.
(Wchodzą: Helikanus i Eskanes).

Helikanus.  Wierzaj, Eskanes, Antyocha dusza
Była skalana kazirodztwa grzechem.
Wszechwładne bogi nie chcąc dłużej zwlekać
Kaźni na taką zbrodnię czekającej,
Na dumy jego i na chwały szczycie,
Właśnie, gdy zasiadł z córką na rydwanie
Niezmiernej ceny, spadł ogień niebieski,
Ciała ich zmienił na zgnilizny kupę;
I ci, co wprzódy na ich widok drżeli,
Obrzydłych resztek pogrzebać nie chcieli.
Eskanes.  Dziwne zrządzenie!
Helikanus.  Tylko sprawiedliwe.