Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   242   —

Król to był wielki, ale grzeszne skronie
Niebieski piorun znajdzie i na tronie.
Eskanes.  To prawda. (Wchodzi trzech Panów).
1 Pan.  Widzisz, że nikogo więcej
Do zażyłości swojej nie przypuścił,
Ni do rad państwa.
2 Pan.  Tak zostać nie może
Bez skarg.
3 Pan.  Przeklęty, kto skarg tych nie poprze!
1 Pan.  Więc idźmy. Jedno słowo, Helikanie.
Helikanus.  Ze mną? Najchętniej. Z radością was widzę.
1 Pan.  Nasz żal do szczytu swojego już wezbrał
I z swych się brzegów wylewa nakoniec.
Helikanus.  Wasz żal? Dlaczego? Nie krzywdź twego księcia,
Którego kochasz.
1 Pan.  Ty, szlachetny panie,
Samego siebie przestań także krzywdzić.
Jeśli król żyje, powiedz, którą ziemię
Swoim oddechem uszczęśliwia teraz,
A my pobiegniem, aby go pozdrowić;
Jeśli śpi w grobie, i tam go znajdziemy,
Ale stanowczo musimy dziś wiedzieć,
Czy żyje, aby znowu nami rządził,
Czy umarł, byśmy płakali zgon jego,
A potem wolny księcia mieli wybór.
2 Pan.  Śmierć jego, sądem naszym, zda się pewna.
Gdy więc królestwo to nasze bez głowy,
Jak mury gmiachów wspaniałych bez dachu,
W gruzy się wali, wiedząc z doświadczenia,
Że ty, szlachetny panie, wiesz najlepiej,
Jak rządzić krajem, jak ludźmi kierować,
Chylimy głowy przed naszym — monarchą.
Wszyscy.  Niechaj szlachetny żyje Helikanus!
Helikanus.  Słuchajcie głosu honoru, czekajcie,
Czekajcie, jeśli Perykles wam drogi;
Jeśli do waszych życzeń się przychylę,
Trosk kupię lata za radości chwilę.
Bok jeszcze jeden błagam was, panowie,