Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   54   —

3 i 4 Obyw.  Niech ci bogowie dadzą radość! Tego ci życzymy z całego serca! (Wychodzą).

Koryolan.  O słodkie głosy! — Lepiej się zagłodzić,
Niż po zapłatę zasług z prośbą chodzić.
Z wytartą togą mamże stać w pokorze,
I Maćka prosić o głos przy wyborze?
Cóż stąd, że nasi przodkowie tak stali:
Gdybyśmy zawsze zwyczaju słuchali,
Wymieść pył wieku któżby się ośmielił?
Błąd wtedy takby wysoko wystrzelił,
Ze prawdę swoim osłoniłby cieniem.
Nie, kto chce władzę tem kupić spodleniem,
Niech ten ją dzierży. — Lecz ach! o katusze!
Com napół zrobił, skończyć teraz muszę.

(Wchodzi trzech innych Obywateli).

Właśnie nadchodzą nowe dla mnie głosy.
Dajcie mi głos wasz; o głos ten walczyłem,
O głos czuwałem, dla głosu odniosłem
Ban dwa tuziny i coś tam w dodatku,
O głos walczyłem w bitwach osiemnastu,
Mniej więcej pięknych czynów dokonałem.
Głos mi wasz dajcie: pragnę być konsulem!

5 Obyw.  Pokazał się pięknie; żaden uczciwy człowiek nie może mu swego głosu odmówić.
6 Obyw.  Niech więc będzie konsulem! niech mu Bóg szczęści i zrobi go przyjacielem ludu!
Wszyscy.  Amen! Amen! Niech cię Bóg zachowa, szlachetny konsulu!
Koryolan.  Szanowne głosy!

(Wchodzą: Meneniusz, Brutus i Sycyniusz).

Menen.  Odbyłeś próbę, a trybuni ludu
Przychylne ludu przynoszą ci głosy.
Odziej się teraz konsularną togą,
Do senatorskiej pospiesz ze mną izby.
Koryolan.  Więc rzecz skończona?
Sycyn.  Formy dopełnione,
Lud cię przyjmuje i już jest zwołany,
By uroczyste dal ci potwierdzenie.