Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   235   —

By marzyć znowu o takim rycerzu!
Dolabella.  Byłeś raczyła —
Kleopatra.  Twarz jego jak niebo,
Po którem słońce i księżyc krążyły
I przyświecały drobnej ziemskiej kuli.
Dolabella.  Pani —
Kleopatra.  Nogami ocean okraczał,
Świat opasywał wzniesionem ramieniem;
Dla przyjacieli głos jego był dźwięczny
Jak sfer harmonia; gdy chciał strach obudzić,
Głos ten był groźny jak piorunu grzmoty;
Zimy nie znała serca jego dobroć,
Lecz była wieczną dla świata jesienią,
Ze żniwa nowe wykwitało żniwo;
Jego zabawy, to młode delfiny
Nad modrą falą świecące grzbietami;
W jego liberyi chodziły korony,
A kieszeń jego siała po ulicach,
Niby szelągi, wyspy i królestwa.
Dolabella.  O Kleopatro —
Kleopatra.  A teraz mi powiedz,
Czy mógł być kiedy, czy był kiedy człowiek
Podobny temu, o którym marzyłam?
Dolabella.  Nie, nigdy pani.
Kleopatra.  Kłamiesz, Bóg jest świadkiem!
Lecz jeśli człowiek taki był lub będzie,
To swym ogromem prześciga marzenia;
Gdy z wyobraźnią walczyć chce natura,
Urzeczywistnić form jej nie potrafi;
Natura jednak, lepiąc Antoniusza,
Odniosła tryumf, dala rzeczywistość
Nad wszystkich marzeń piękniejszą utwory.
Dolabella.  Słuchaj mnie pani, wyznaję, twa strata
Jest jak ty wielka, boleść stracie równa;
Niech wszystkie moje nadzieje zmarnieją,
Jeżeli echo twej ciężkiej rozpaczy
Boleśnie w sercu mem się nie odbija.
Kleopatra.  Dzięki ci za to, panie. Powiedz teraz,