Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   160   —

Piękną Oktawię, a Marek Antoni
Wdowcem jest dzisiaj.
Cezar.  Skończ, bo gdyby kiedy
Twe słowa doszły Kleopatry ucha,
Zbytku śmiałości mógłbyś pożałować.
Antoniusz.  Prawda, Cezarze, nie mam teraz żony,
Pozwól Agryppie, niech się wytłómaczy.
Agryppa.  By waszą przyjaźń utwierdzić na wieki,
Wzajemny węzeł serc waszych skojarzyć,
W braci was zmienić, niech Marek Antoni
Pojmie Oktawię; uroda jej daje
Prawo do męża najpierwszego z ludzi,
A jej przymioty, cnoty, a jej wdzięki
Przechodzą wszelkich ludzkich słów pochwałę.
Przez to małżeństwo drobne te urazy,
Które się teraz wielkiemi wydają,
Wszystkie obawy i niebezpieczeństwa,
W nic się obrócą; prawda kłamstwem będzie,
Gdy dziś półkłamstwa za prawdę uchodzą;
Jej miłość ku wam w was obudzi miłość,
Wszystkich wam serca zjedna swą potęgą.
Przebaczcie słowom, które mi natchnęła
Nie myśl chwilowa, lecz długa rozwaga
I poświęcenie dla ogólnej sprawy.
Antoniusz.  Czy raczy Cezar zdanie swe otworzyć?
Cezar.  Chce wprzód usłyszeć, w sercu Antoniego
Jakie uczucia te słowa zbudziły.
Antoniusz.  A gdybym wyrzekł; „więc zgoda, Agryppo“,
Na wykonanie planów swych Agryppa
Jaką ma siłę?
Cezar.  Potęgę Cezara,
I jego wpływy na wolę Oktawii.
Antoniusz.  Bodajem myśli, co tak świetnie błyszczy,
Stawiać przeszkody nigdy nie zamarzył!
Daj mi twą rękę! Dopełń czynu łaski!
Od tej godziny niech serce braterskie
Wielkich przedsięwzięć naszych wodzem będzie!
Cezar.  To moja ręka. Oddaję ci siostrę;