Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mam jutro przysłać?
Romeo.  O dziewiątej rano.
Julia.  Dobrze. Dwadzieścia lat do tej dziewiątej!
Już zapomniałam, co chciałam powiedzieć.
Romeo.  Dozwól mi czekać, aż sobie przypomnisz.
Julia.  Byś został wiecznie, o wszystkiem zapomnę,
Tak mi jest drogie twoje towarzystwo.
Romeo.  A ja stać będę, żebyś zapomniała,
Jak jam zapomniał, o domu i ludziach.
Julia.  Już prawie ranek, pragnę, żebyś odszedł,
Tylko nie dalej jak ptaszek dziecięcia,
Które czasami biednemu więźniowi
Dozwoli skoczyć w nicianych okowach,
Lecz go jedwabnym przyciąga wnet sznurkiem,
Zazdrosne więźnia chwilowej swobodzie.
Romeo.  Chciałbym być ptakiem twoim!
Julia.  Jabym chciała!
Lecz bym cię zbytkiem pieszczot mych zabiła.
Dobranoc, drogi! Żegnając kochanka,
Powtarzałabym dobranoc do ranka. (Wychodzi).
Romeo.  Niech sen twe oczy, pokój pierś owieje!
Któż mnie w ten pokój, kto w sen ten przemieni!
A teraz mnicha śród klasztornych cieni
Wezwę pomocy, wyznam mu nadzieje. (Wychodzi).



SCENA III.
Cela Br. Laurentego.
(Wchodzi Br. Laurenty z koszykiem).

Brat Laur.  Szydzi z ciemności ranek sinooki,
Na wschodzie złotem haftując obłoki;
Noc, zataczając się jakby pijana,
Przed jasnym wozem ucieka Tytana.
Zanim się słońce na firmament wzbije,
A rosę okiem ognistem wypije,
Idę ziół szukać po łąkach i lesie,
Z których śmierć jedno, drugie życie niesie.