Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   49   —

To być nie może“. Potem ją uczyłem,
Jak się zamykać ma na jego przyjście,
Odrzucać datki, listów nie przyjmować.
Wnet rady moje wydały owoce,
I książę popadł, by skończyć w trzech słowach,
Naprzód w tęsknotę, potem w wstręt do jadła,
Potem w bezsenność, potem w osłabienie,
Potem w gorączkę, i przez ciągłe spadki,
Popadł w szaleństwo, w którem dziś go wszyscy
Z boleścią widzim.
Król.  Jak ci się to zdaje?
Królowa.  Bardzo być może.
Polonius.  Byłyż kiedy czasy,
Chciałbym się o to przytomnych zapytać,
W których twierdziłem: tak się mają rzeczy,
A tak nie było?
Król.  Nie za mej pamięci.
Polonius  (pokazując na głowę i ramiona).
Zdejmcie to z tego, jeśli jest inaczej.
Gdy okoliczność jedną tylko schwycę,
Odkryję prawdę, choćby skrył kto prawdę
W ziemi tej środku.
Król.  Jakby tę rzecz sprawdzić?
Polonius.  Wiesz, że się czasem błąka cztery godzin
Po korytarzach zamkowych.
Król.  Wiem dobrze.
Polonius.  Kiedy tam będzie, córkę mą doń poślę,
Ty, królu, skryty ze mną za obiciem,
Patrz na spotkanie. Jeśli jej nie kocha,
Jeżeli dla niej rozumu nie stracił.
Niechaj nie będę spraw krajowych stróżem,
Ale folwarcznych stangretów.
Król.  Zobaczym.

(Wchodzi Hamlet, czytając).

Królowa.  Patrz, nieszczęśliwy przychodzi, czytając.
Polonius.  Rozpooznę atak; zostawcie mnie, proszę.

(Król i Królowa wychodzą).

Jakże się miewa łaskawy mój książę Hamlet?