Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   249   —

Żyje! Jeżeli żyje, to mi szczęście
Zapłaci wszystkie minione boleści.
Kent.  Dobry mój panie — (klęka)
Król Lear.  O, oddal się, proszę!
Edgar.  To twój przyjaciel, to jest Kent szlachetny.
Król Lear.  Zgińcie! Wy wszyscy mordercy i zdrajcy!
Jeszcze ją mogłem ocalić, a teraz
Zgasła na wieki! Kordelio! Kordelio!
Poczekaj chwilę! Ha! co do mnie mówisz?
Głos jej był zawsze słodki, miły, cichy;
W głosie kobiety wielki to jest przymiot.
Tam ręką zabił łotra, co ją wieszał.
Oficer.  To prawda, panie.
Król Lear.  Czym nie zabił? powiedz.
O, były czasy, w których moją szablą,
Ostrą, siekącą, tańczyćbym ich uczył!
Dziś jestem stary, a śród przeciwności
Osłabło ramię. Powiedz, kto ty jesteś?
Bo oczy moje w nienajlepszym stanie,
Powiem ci szczerze.
Kent.  Jeśli los się chełpi
Że kochał kiedyś dwóch i nienawidził,
Widzim jednego.
Król Lear.  Smutny to jest widok!
Czy Kent twe imię?
Kent.  Tak jest, Kent, twój sługa.
A gdzie twój sługa Kajus?
Król Lear.  Możesz wierzyć,
Dobry to chłopak; mógł siec, a siec żwawo;
Ale już umarł i zgnił.
Kent.  Jam jest tym sługą.
Król Lear.  Zaraz zobaczymy.
Kent.  Który od pierwszej nieszczęść twoich chwili
Szedł zawsze wiernie za smutnym twym śladem.
Król Lear.  Witam radośnie!
Kent.  Niema tu radości,
Wszystko jest smutne, ciemne i śmiertelne!
Twe starsze córki same się zabiły