Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   211   —

Gloucest.  Do pnia związany muszę hece znosić!
Regan.  Czemu do Dover?
Gloucest.  Bo nie chciałem widzieć
Ócz jego starych wydartych okrutnie
Twymi palcami i twej srogiej siostry,
Topiącej pazur w ciele pomazańca.
Morze, śród burzy, którą z gołą głową
W piekielnych nocy wytrzymał ciemnościach,
Morzeby samo wzdęło się, by zgasić
Gwiazd wieczny ogień; przecie, biedny starzec,
Łzami niebieską powiększał ulewę.
Gdyby wilk przy twej bramie w taką porę
Zawył, do twego rzekłabyś klucznika:
Idź, otwórz wrota! bo w całej naturze
Miękły z litości i najtwardsze serca,
Oprócz waszego. Lecz skrzydlatą zemstę
Ujrzę, na takie spadającą dzieci!
Cornwall.  Nie ujrzysz nigdy! Przytrzymajcie ławę!
Na twoich oczach postawię mą nogę.
Gloucest.  Niech mi na pomoc pospieszy, kto pragnie
Lat starych dożyć! Okrutny! o Boże!
Regan.  Jednaby strona urągała drugiej,
Więc drugie teraz!
Cornwall.  Jeśli ujrzysz zemstę —
Sługa.  Wstrzymaj się, panie! Od dziecka ci służę,
Alem ci nigdy nie usłużył lepiej,
Jak teraz, twoją zatrzymując rękę.
Regan.  A, ty psie podły!
Sługa.  Gdybyś miała brodę,
Za takie słowa dobrzebym nią trząsnął!
Co chcesz?
Cornwall.  Mój sługa! (Dobywa oręża i rzuca się na niego).
Sługa.  Jeśli twoja wola
Zbliż się, wytrzymaj próbę mej wściekłości!

(Dobywa oręża — walczą — Cornwall ranny).

Regan  (do innego sługi).
Daj mi twój oręż! Chłop, stawiać nam czoło!

(Wydziera oręż, zbliża się z tyłu i przebija go).