Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Póki nam woli swej król nie objawi.
Czy zgoda?
Wszyscy.  Zgoda!
Cranmer.  Nie znajdęż litości?
Muszęż, jak zbrodniarz, zamknięty być w Tower?
Gardiner.  Czegóż innego mogłeś się spodziewać?
Czas nam marnujesz. Czy straż już gotowa?

(Wchodzi Straż).

Cranmer.  By mnie jak zdrajcę do Tower prowadzić?
Gardiner.  Weź go, i odstaw do Tower bezpiecznie!
Cranmer.  Chwilę, panowie! mam jeszcze coś dodać.
Cnotą pierścienia tego, moją sprawę
Z nielitościwych ludzi rąk wydzieram,
By ją sędziemu oddać najlepszemu —
Memu królowi.
Kanclerz.  To pierścień królewski!
Surrey.  Niesfałszowany.
Suffolk.  Prawdziwy, przez Boga!
Czyż nie mówiłem, gdyśmy po raz pierwszy
Ten niebezpieczny poruszyli kamień,
Że nas przygniecie?
Norfolk.  Myślicież, panowie,
Że król pozwoli, aby kto obraził
Człowieka tego choćby mały palec?
Kanclerz.  To zbyt widoczna; o ileż mu droższe
Życie jest jego! Chciałbym tylko teraz
Z tej się wywikłać sprawy, a bez szkody.
Cromwell.  Przewidywałem, kiedyście szukali
Skarg wymyślonych przeciw człowiekowi,
Którego cnocie dyabeł tylko jeden
Mógł być zawistny, żeście rozdmuchali
Pożar na siebie; macie, coście chcieli.

(Wchodzi Król i zasiada, rzucając na nich groźne spojrzeniu).

Gardiner.  Co dzień składamy niebu dziękczynienia,
Że nam takiego raczyło dać pana,
Co dobroć, mądrość z pobożnością łączy,
Kościół z pokorą nad wszystko poważa,
I, by tej świętej swojej powinności