Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pókim kredziaste mogła widzieć skały,
Śród świstu wiatrów, stałam na pokładzie;
A kiedy wieczór swoim czarnym płaszczem
Przed chciwym wzrokiem ziemię tę otulił,
Zdjęłam kosztowny klejnot z mojej szyi —
Było to serce w dyamentów wianku —
I sama ku tej rzuciłam go stronie;
Jak morze klejnot, tak pragnęłam wtedy,
By twoje ciało przyjęło me serce.
Gdy pięknej Anglii straciłam już widok,
Kazałam oczom iść w tropy za sercem,
Zwałam je parą ciemnych okularów,
Bo drogiej ziemi dojrzeć nie umiały.
Jak często język wzywałam Suffolka,
(Twej niestałości złego pośrednika)
By mnie czarował, jak niegdyś Askaniusz
Rozpowiadając szalonej Dydonie
Przygody ojca po spalonej Troi.
I jam jak Dydo jest zaczarowaną,
A ty fałszywy jesteś jak Eneasz.
Biada mi, biada! Konaj Małgorzato!
Bo Henryk płacze, że zbyt długo żyjesz!

(Wrzawa za sceną. Wchodzą: Warwick i Salisbury. Lud się ciśnie do drzwi).

Warwick.  Potężny królu, rozeszły się wieści,
Że książę Humphrey zdradziecko zabity
Przez kardynała Beaufort i Suffolka.
Lud się rozleciał niby rój pszczół gniewny,
Po stracie wodza, szalony nie pyta,
Kogo na pomstę żądłem swem dosięgnie.
Ledwom na chwilę wybuch zdołał wstrzymać,
By się o zgonu wywiedzieć szczegółach.
Król Henr.  Dobry Warwicku, prawda jest, że umarł;
Ale jak umarł, Bóg to wie nie Henryk.
Wejdź do komnaty, przypatrz się trupowi
I szukaj przyczyn nagłej jego śmierci!
Warwick.  Zrobię tak, królu, a ty Salisbury,
Hamuj lud groźny do mego powrotu.