Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   46   —

Ferd.  Cudna Mirando! podziwienia szczycie!
Godna wszystkiego, co światu najdroższe ł
Nie jednom dziewczę chętnem ścigał okiem,
Słów ich harmonia nieraz moje uszy,
Zbyt tylko chętne, w swe ujęła więzy;
Różne kochałem dla cnót ich różnicy,
Lecz żadnej jeszcze tak całą mą duszą.
W każdej z nich zawsze jakaś skryta wada
Z jej najpiękniejszym kłóciła się wdziękiem,
Cały mu urok zwolna odbierała;
Ty jedna tylko, ty nieporównana
Wszystkie przymioty wszystkich stworzeń łączysz.
Miranda.  Nie znam nikogo z płci mej; nie pamiętam
Twarzy kobiecej, prócz mojej w zwierciedle,
Anim widziała, co mężem zwać mogę,
Prócz ciebie tylko, dobry przyjacielu,
I oprócz równie drogiego mi ojca:
Jakie są twarze innych ludzi, nie wiem,
Ale na klejnot mojego posagu,
Na moją skromność, przysięgam, że nie chcę
Innego w życiu jak ty towarzysza,
Bo wyobraźnia ma nie umie stworzyć,
Prócz ciebie, godnej kochania istoty.
Lecz ja szalona szczebiocę ci słowa
Na ojca mego rozkazy niepomna.
Ferd.  Mirando, jestem księciem, królem może,
(Obym się mylił w mojem przypuszczeniu!)
Nie więcej pragnę znosić tę niewolę
Jak od much widzieć wargi me nabrzmiałe.
A teraz słuchaj słów z głębi mej duszy:
Ledwom cię ujrzał, zaraz serce moje
Do ciebie biegło, by ci wiernie służyć:
Dla ciebiem został tym cierpliwym drwalem.
Miranda.  Czy ty mnie kochasz?
Ferd.  O niebo i ziemio,
Bądźcie mi świadkiem! Jeśli prawdę mówię,
Szczęśliwym skutkiem słowa me uwieńczcie,
A jeśli kłamię, wszystkie me nadzieje