Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   47   —

Ziemskiego szczęścia na łzy niech się zmienią!
Kocham cię, cenię, uwielbiam nad wszystko,
Co świat ten mieści.
Miranda.  Ja szalona plączę
Nad tem, co całą duszę mą raduje.
Prospero.  Dwóch szczerych uczuć jak piękne spotkanie!
Niech świeża rosa boskich błogosławieństw
Na kwiat ten młody bogato się zleje!
Ferd.  I czemuż płaczesz?
Miranda.  Nad mą niegodnością,
Która dać nie śmie, co chcę ofiarować,
A wziąć się lęka, bez czego żyć nie chcę.
Lecz to żart pusty, miłość bowiem moja
Tem bardziej widna, im ją bardziej kryję.
Precz więc ode mnie lękliwe wybiegi,
A bądź mi radcą niewinności święta!
Jestem ci żoną, jeśli chcesz mnie pojąć,
Jeśli mnie nie chcesz, umrę twoją sługą;
Jak towarzyszkę możesz mnie odepchnąć,
To w twej jest mocy, jak w mojej jest mocy,
Czy chcesz czy nie chcesz, twą być niewolnicą.
Ferd.  Mą panią, droga, ja twym niewolnikiem.
Miranda.  Więc mężem moim?
Ferd.  A tak chętnem sercem,
Jak chętnem więzień do wolności wraca.
Oto ma ręka.
Miranda.  To moja, w niej serce.
A teraz żegnam cię na pół godziny.
Ferd.  O, bądź mi zdrowa, tysiąc, tysiąc razy! (Wychodzą).
Prospero.  Chociaż nie mogę cieszyć się jak oni,
Dla których wszystko słodkiem jest zdziwieniem,
Większej radości nic nie zbudzi we mnie.
Do księgi teraz! Jeszcze przed wieczerzą
Praca niejedna w sprawie tej mnie czeka (wychodzi).