Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   26   —

Jak piękną postać! Ach, to duch być musi!
Prospero.  Nie, moja córko; on je, śpi, ma zmysły
Naszym podobne. Młodzian ten przed chwilą
Był na okręcie, a gdyby mu twarzy
Ten rak piękności, smutek nie oszpecił,
Mogłabyś piękną nazwać go istotą.
Teraz zgubionych szuka towarzyszy.
Miranda.  To bóstwo jakieś zstąpiło na ziemię;
Nic piękniejszego nie widziałam jeszcze.
Prospero  (na str.). Wszystko, jak widzę, po mej idzie myśli.
Za dwa dni, duchu, wolność ci powrócę.
Ferd.  (spostrzegając Mirandę). Ach, to bogini, której pieśń nucono
O, powiedz, jestżeś wyspy tej mieszkanką?
O, daj mi, proszę, daj mi dobrą radę,
Jak na tej wyspie postępować trzeba.
Ale ze wszystkich prośba ma najpierwsza,
Chociaż ostatnia w słowach, jest: o cudzie,
Jestżeś dziewicą?
Miranda.  Nie, cudem nie jestem,
Jestem dziewicą.
Ferd.  O, potężny Boże!
Mój język! Z ludzi, co się nim tłómaczą,
Byłbym najpierwszy, gdybym był w mej ziemi.
Prospero.  Jakto najpierwszy? A czem byłbyś, proszę,
Gdyby cię słyszał władca Neapolu?
Ferd.  Biednym śmiertelnym, jak nim jestem teraz,
Gdy z zadziwieniem pytań twoich słucham.
Król Neapolu słyszy moje słowa,
Dlatego płaczę: ja tym królem jestem,
Ja, którym łzami zalaną źrenicą
Widział rozbicie króla, mego ojca.
Miranda.  Ach!
Ferd.  On, dwór jego, i z dostojnym synem
Medyolanu książę, zatonęli.
Prospero  (na str.). Książę ten, z swoją dostojniejszą córką,
Łatwoby mogli słowom twym zaprzeczyć,
Gdyby czas nadszedł. Przy pierwszem spotkaniu
Wzrok się ich zmierzył. Piękny Aryelu,