Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   27   —

Będziesz mi wolny. — Słowo dobry panie,
Bo mi się zdaje, że sam sobie szkodzisz.
Miranda.  Skąd ta surowość w słowach mego ojca?
To trzeci człowiek, którego spostrzegam,
Pierwszy, za którym wzdycham. O, litości,
Na moją stronę nakłoń myśli ojca!
Ferd.  Jeśliś dziewicą, a twe serce wolne,
Ja cię królową zrobię Neapolu.
Prospero.  Powoli, panie; jeszcze tylko słowo.
(Na str.). Jedno już, widzę, w drugiego moc wpadło.
Ale utrudnić muszę łatwą sprawę:
Tanie zwycięstwo tanią robi zdobycz.
(Głośno). Słowo; idź za mną, słuchaj mych rozkazów.
Przywłaszczasz tytuł, który nie jest twoim,
Jak szpieg przybyłeś, by mi wydrzeć wyspę,
Mnie, dziś jej panu.
Ferd.  Nie, jak jestem mężem.
Miranda.  Złe w takiej mieszkać nie może świątyni.
Grdyby dom taki zły duch opanował,
Anioł z pięknego wygna go mieszkania.
Prospero.  Nie błagaj za nim, to zdrajca. (Do Ferd.). Idź za mną!
Kark twój i nogi w jedne więzy ujmę.
Twoim napojem morska będzie woda,
Pokarmem muszle strumieni, korzonki,
Łupiny, w których żołędzina drzymie.
Za mną!
Ferd.  Nie, takich nie słucham rozkazów,
Póki sił moich wróg mój nie przełamie!

(Dobywa oręża; czary ruch mu odejmują).

Miranda.  Nie bierz go, ojcze, na tak ciężką próbę!
Bo choć łagodny, on męża ma serce.
Prospero.  Co? Moja pięta, rozumu mnie uczy?
Schowaj twój oręż, zdrajco, straszysz tylko,
Lecz serca nie masz, by śmiało uderzyć,
Bo ci sumienie siły odebrało.
Porzuć daremną szermierza postawę,
Bo tą laseczką rozbroić cię mogę,
Miecz ci wytrącić.