Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   303   —

Więc do podróży gotuj się co prędzej,
Jutro wyruszysz.
Klaudyo.  A niema ratunku?
Izabella.  Jest jeden, który ocalając głowę,
Serce rozedrze.
Klaudyo.  Lecz czy jest ratunek?
Izabella.  O, jest ratunek, możesz żyć, mój bracie;
Dyabelska litość w sędziego jest duszy,
Jeśli ją przyjmiesz, życie uratujesz,
Ale łańcuchy do śmierci zachowasz.
Klaudyo.  Wieczne więzienie?
Izabella.  Tak, wieczne więzienie.
Choćbyś mógł nawet świat przebiegać cały,
Na chwilę z ciasnej nie wymkniesz się jamy.
Klaudyo.  Ale ratunku powiedz mi naturę.
Izabella.  Jego naturę? Jeżeli go przyjmiesz,
Poszarpiesz honor, który cię odziewa,
I będziesz nagi.
Klaudyo.  Objaw mi warunki.
Izabella.  Lękam się, bracie, i drżę, abyś czasem,
Wiedziony życia gorączkową żądzą,
Przez miłość sześciu lub ośmiu zim więcej,
Na pastwę nie dał własnego honoru.
Śmieszli ty umrzeć? Tylko w czczej obawie
Gorzkie uczucie śmierci głównie leży,
A biedny chrabąszcz, nogą rozdeptany,
Cielesną mękę tak boleśnie czuje,
Jak konający olbrzym.
Klaudyo.  Siostro moja,
Krzywdzisz mnie ciężko; nie w kwiecistych słowach,
Gdy trzeba, męskiej szukam rezolucyi,
Gdy umrzeć muszę, wieczne śmierci cienie
Jak narzeczoną do serca przycisnę.
Izabella.  To brat mój mówił, z ojcowskiego grobu
Słowa te wyszły. Tak jest, umrzeć musisz,
Bo serce twoje zbyt szlachetnie bije,
Abyś podłością ratować chciał życie.
Ha, ten pozorny świętoszek, namiestnik!