Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   304   —

Co chmurną twarzą i mierzonem słowem
Przeraża młodość, szaleństwo rozgania,
Jak sokół kury — on dyabłem jest tylko!
Ach, gdyby można duszy jego błoto
Na jaw pokazać, świat ujrzałby tylko
Bez dna kałużę!
Klaudyo.  Poważny Angelo?
Izabella.  O, ta powaga, to piekła jest barwa,
Osłaniająca, jak kapłańska szata,
Przeklęte ciało. Czy uwierzysz, bracie,
Że gdybym moje dała mu dziewictwo,
Wyszedłbyś wolny?
Klaudyo.  Nie, to być nie może!
Izabella.  Za grzech ten ciężki gotów ci dać prawo
Grzeszyć na nowo. Jeżeli tej nocy
Nie spełnię, co się i wymówić wzdrygam.
Umrzesz, mój bracie.
Klaudyo.  Nie, tego nie zrobisz.
Izabella.  O, gdyby tylko o moje szło życie!
Dla twej wolności, jabym je jak szpilkę
Chętnie rzuciła.
Klaudyo.  Dzięki, droga siostro!
Izabella.  Więc się na jutro przygotuj do śmierci.
Klaudyo.  Tak jest. — Więc człowiek ten ma namiętności,
Gdy depcze prawo, które chce na innych
Surowo spełnić? To nie grzech, zapewne,
Lub z siedmiu grzechów śmiertelnych najmniejszy.
Izabella.  Który z śmiertelnych grzechów jest najmniejszy?
Klaudyo.  Inaczej bowiem, jak człowiek tak mądry
Chciałby, dla jednej chwilowej rozkoszy,
Na wieczne męki narażać swą duszę?
O, Izabello!
Izabella.  Co mówić chcesz, bracie?
Klaudyo.  Śmierć, rzecz to straszna!
Izabella.  Życie bez honoru,
Rzecz obrzydliwa!
Klaudyo.  Droga Izabello,
O, pomyśl, umrzeć! Pójść, nikt nie wie dokąd,