Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   119   —

O Benedyku poważnie rozprawiać;
Ilekroć razy wspomnę jego imię,
Chwal go, jak jeszcze nikt nie był chwalony.
Moją jest rzeczą mówić, jak Benedyk
Namiętną ku niej zapłonął miłością;
Bo z tego drewna są Kupida strzały,
Tylko przez ucho wlatują do serca.

(Wchodzi Beatryx z tyłu).

Zaczynaj; widzisz, wbiegła już Beatryx,
Lotna jak czajka, ziemię tylko muska.
I do altany podsłuchać nas spieszy.
Urszula.  Pierwszą rozkoszą rybaka, gdy ryba
Szybuje w srebrnej fali złotem wiosłem,
Łakomo haczyk zdradliwy połyka.
I my tak chcemy Beatryx ułowić.
Róż jerychońskich już ją skryły wieńce.
Co do mej roli, bądź spokojną, pani.
Hero.  Więc się podsuńmy, żeby nie straciła
Jednej słodyczy zdradliwej ponęty.

(Zbliżają się ku altanie).

Nie, ona bowiem nadto jest wzgardliwa;
Duch jej tak dziki, tak nieugłaskany,
Jak dziki sokół na samotnej skale.
Urszula.  Ale czy tylko pewna jesteś, pani,
Że ją Benedyk tak serdecznie kocha?
Hero.  Tak mówi książę i mój narzeczony.
Urszula.  Czy ci radzili napomknąć jej o tera?
Hero.  Prosili o to długo i natrętnie,
Lecz ja odrzekłam: jeśli go kochacie,
Radźcie mu, niechaj walczy z namiętnością,
Niech o niej nigdy Beatryx nie słyszy.
Urszula.  Dlaczego, pani? Czyż szlachcic ten młody
Nie wart jest szczęścia, nie wart jest fortuny,
Którą Beatryx przyniesie mężowi?
Hero.  Boże miłości! on godny wszystkiego,
Co żona przynieść może małżonkowi:
Lecz nigdy w piersiach kobiety natura
Nie ulepiła dumniejszego serca.