Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   308   —

2 Band.  A ja z Mantui, bo szalony gniewem
W pewnym paniczu utopiłem sztylet.
1 Band.  Ja za podobne jakieś także bzdurstwo.
Ale do rzeczy: spowiedzi tej celem,
Nasze nieprawe wytłomaczyć życie.
Teraz, zważając na twoją urodę,
Na to, żeś biegły, jak mówisz, w językach,
Widzimy w tobie zbiór doskonałości,
Na których właśnie zbywa nam obecnie.
2 Band.  Wkońcu i głównie, skoroś jest banitą,
Pragniemy w układ wejść z tobą korzystny.
Więc powiedz, chciałbyś naszym być dowódcą,
I jak my robić cnotę z konieczności,
Jak my, żyć z nami na tej dzikiej puszczy?
3 Band.  Czy ci po myśli nasze towarzystwo?
Przystań, a będziesz naszym kapitanem,
Hołd ci złożymy, będziemy cię słuchać,
Kochać jak wodza i naszego króla.
1 Band.  Lecz jeśli będziesz na prośby te głuchy,
Zginiesz.
2 Band.  Nie chcemy, byś się kiedy chełpił,
Żeś z wzgardą nasze odrzucił ofiary.
Walentyn.  Żyć będę z wami, przyjmuję dowódctwo,
Lecz pod warunkiem, że nie będziem krzywdzić
Bezbronnych niewiast i biednych podróżnych.
3 Band.  Wszyscy się brzydzim tak podłem rzemiosłem.
Chodź teraz z nami do naszej jaskini,
Tam ci pokażem zebrane już skarby,
Któremi będziesz jak nami rozrządzał. (Wychodzą).


SCENA II.
Medyolan. Dziedziniec pałacu.
(Wchodzi Proteusz).

Proteusz. Już przyjaciela mojego zdradziłem,
A teraz muszę i Turya pokrzywdzić,
Gdy pod pozorem, że jego spraw bronię,