Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   307   —

1 Band.  Skąd?
Walentyn.  Z Medyolanu.
3 Band.  Czyś długo tam bawił?
Walentyn.  Półtora roku, a bawiłbym dłużej,
Gdyby nie mojej fortuny złośliwość.
1 Band.  Byłeś wygnany?
Walentyn.  Zgadłeś.
2 Band.  A dlaczego?
Walentyn.  Za czyn, o którym myśl sama bolesną.
Zabiłem męża — uczynku żałuję,
Choć go zabiłem w uczciwej rozprawie,
Bez żadnej zdrady, bez podłych fortelów.
1 Band.  Nie masz się o co troskać, gdy tak było.
I za tak małą wygnano cię winę?
Walentyn.  Mym sądem, łaską było to wygnanie.
1 Band.  Czy znasz języki?
Walentyn.  W młodych moich latach
Miałem sposobność nabyć je w podróżach,
Inaczej nieraz źleby ze mną było.
3 Band.  Na plesz tłustego mnicha Robin Hooda[1],
To herszt wyborny dla naszego cechu.
1 Band.  Będziem go mieli. Panowie, na ustęp!

(Bandyci rozmawiają na stronie).

Spieszak.  Wpiszmy się do ich bractwa, na uczciwość,
Bo to hultajstwa rodzaj honorowy.
Walentyn.  Milcz!
2 Band.  Czy ci jakie pozostały środki?
Walentyn.  Nic, prócz nadziei.
3 Band.  Więc ci teraz powiem,
Że niejednego znajdziesz tu szlachcica,
Jedynie szałem niesfornej młodości
Z koła uczciwych ludzi wygnanego.
I ja też jestem banitą z Werony,
Bo chciałem wykraść bogatą dziedziczkę,
A blizką krewną tamecznego księcia.

  1. W angielskiej balladzie krotofilny braciszek Tuk jest spowiednikiem sławnego bandyty Robin Hooda.