Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   287   —

Jej doskonałość, czy moje złudzenie
W taki nierozum mój rozum zmieniły?
Jest piękną, ale i Julia jest piękną,
Którą tak kocham, a raczej kochałem,
Bo miłość moja, jak woskowa postać,
Stopniała, dawne utraciła formy.
Dla Walentyna stara moja przyjaźń
Ostygła także; mniej go teraz kocham,
Ach, bo zbyt tylko kocham jego panią!
1 to jest powód, że kocham go mało.
Nie oszalejęż, gdy bliżej ją poznam,
Gdy tak namiętnie, nie znając jej, kocham?
Dotąd, choć tylko jej widziałem obraz.
A już rozumu mego światło zgasło;
Gdy poznam wszystkie jej doskonałości,
Mimo rozumu, ślepym muszę zostać.
Gdy błędnych uczuć przytłumić nie zdołam,
Fortel na pomoc miłości przywołam (wychodzi).


SCENA V.
Medyolan. — Ulica.
(Wchodzą: Spieszak i Lanca).

Spieszak.  Lanca? Na uczciwość, witaj nam w Medyolanie pożądany.
Lanca.  Nie krzywoprzysięgaj, słodki młodzieniaszku, bo nie jestem pożądany. Zawsze to było moje zdanie, że jak człowiek nie zginął, póki go nie powieszono, tak i przybysz nie jest pożądany, póki nie zapłaci rachunku, a gospodyni mu nie powie: witaj pożądany!
Spieszak.  Ba, ba! szalona pałko, poprowadzę cię natychmiast do szynkowni, gdzie za trzy grosze wydatku dostaniesz pięć tysięcy witaj nam pożądany! Ale powiedz mi, kochaneczku, jak się twój pan rozstał z panią Julią?
Lanca.  Jak zwykle, po uścisku na prawdę, rozstali się na żarty bardzo pięknie.