Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A może, może, odjazdu jej pewny
Do domu wróci, może i Helena,
Czystej miłości natchnieniem wiedziona,
Za nim swe kroki ku tym zwróci stronom.
Które z nich droższe mojemu jest sercu,
Napróżno szukam w sobie odpowiedzi.
Wypraw posłańca, nie trać jednej chwili.
Smutna ma dusza, starość grobu blizka,
Niepokój słowa, żal mi łzy wyciska. (Wychodzą).

SCENA V.
Przed murami Florencyi.
(Odgłos trąb w odległości. — Wchodzą: Stara Wdowa, Dyana, i Wiolenta, Maryana, Mieszczanie).

Wdowa.  Śpieszmy się tylko, bo jeśli są już blizko miasta, stracone dla nas piękne widowisko.
Dyana.  Powiadają, że hrabia francuski niepospolicie się odznaczył.
Wdowa.  Biegają wieści, że zabrał do niewoli nieprzyjacielskiego wodza, a własną ręką zabił książęcego brata. Daremny nasz pośpiech! inną pociągnęli drogą; słuchajcie! znać to po ich trąb odgłosie.
Maryana.  Co robić? wracajmy; musimy przestać na opowiadaniu innych. Pamiętaj tylko, Dyano, strzeż się tego francuskiego hrabiego; honor dziewicy jest jej najpiękniejszym tytułem, a niema posagu nad uczciwość.
Wdowa.  Opowiedziałam sąsiadce, jak cię jego towarzysz nagabnął.
Maryana.  Znam tego hultaja, to czysty wisielec, niejaki Parol-les, brudny pośrednik we wszystkich zalotach młodego hrabiego. Miej się na baczności, Dyano! Ich przyrzeczenia, pokusy, przysięgi, podarunki i wszystkie sidła rozpusty, nie są, czem się być zdają. Niejedną już uwiedli dziewczynę, ale na nieszczęście, straszny przykład rozbicia dziewictwa żadnej za przestrogę nie służy, wszystkie, jak oczarowane, lecą na groźną