Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z Koryntu jeden, z Epidauru drugi.
Lecz nim dobiegły, — nie wymagaj więcej —
Z tego, com wyrzekł, sam domyśl się reszty.
Książę.  Mów dalej, starcze, bo nad twoim losem
Możemy płakać, nie mogąc przebaczyć.
Egeon.  Gdyby bogowie tak jak ty zdziałali,
Skarżyć ich teraz nie miałbym powodów,
Ze bez litości ongi dla mnie byli.
0 pięć mil jeszcze statki od nas były,
Gdy nawa nasza trąciła o skałę,
A uderzenie było tak potężne,
Ze maszt w pośrodku strzaskał się na dwoje.
Los, co sprowadził ten rozwód okrutny,
Zostawił razem mnie i żonie mojej
Słodkiej pociechy i łez gorzkich powód.
Jej część, niestety! niosącą na sobie
Nie mniejszą boleść, ale mniejszy ciężar,
Z większą chyżością wiatry pogoniły,
1 w naszych oczach, z Koryntu rybacy,
Jak się nam zdało, troje ocalili.
Nas także wkrótce drugi okręt zbawił.
Gdym dzieje nasze majtkom opowiedział,
Dali gościnne rozbitkom przyjęcie,
Nawet pragnęli wydrzeć łup rybakom,
Tylko ich barki marsz nazbyt leniwy
Zmusił ich wkońcu do ojczyzny płynąć.
Tak całe szczęście żywota straciłem.
Na to mnie tylko zły los mój oszczędził,
Bym nieszczęść moich smutne prawił dzieje.
Książę.  Opowiedz teraz, co się wydarzyło
Tobie i dzieciom, za któremi płaczesz
Od dnia niedoli do dzisiejszej chwili.
Egeon.  Syn młodszy, ale trosk mych przedmiot starszy,
Zaledwo doszedł osiemnastej wiosny,
Zaczął o losy brata się kłopotać,
Nalegał, aby z sługą, który także
Utracił brata jednego z nim miana,
W świat mógł wyruszyć i szukać go wszędzie.