Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tęskny zobaczyć zgubione me dziecię,
Na szwank stawiłem to, co mi zostało.
Gdym się po Grecyi przez lat pięć wałęsał,
Gdym wszystkie Azyi splądrował wybrzeża,
Płynąc z powrotem, wbiegłem do Efezu,
Nie tak w nadziei, że znajdę mą stratę,
Jak, żeby miejsca jednego nie minąć,
Na którem ludzie obrali siedlisko.
Tu się żywota mego skończą dzieje,
A śmierć przedwczesną bez szemrania przyjmę,
Bylem usłyszał, że dzieci me żyją.
Książę.  Przez los skazany, biedny Egeonie,
Na wszelką cierpień ludzkich ostateczność,
Gdyby to prawu nie było przeciwne,
Mojej koronie, przysięgom, godności,
Których król zgwałcić, choćby chciał, nie może,
Wierzaj mi, byłbym sam twoim rzecznikiem.
Lecz chociaż wyrok zapadł już na ciebie,
Choć go odwołać nie w mojej jest mocy
Bez ciężkiej krzywdy dla mego honoru,
Jaką mi wolno, okażę ci łaskę:
Jeszcze ci jedną całą dobę daję,
Ażebyś szukał swojego zbawienia.
Próbuj przyjaciół, których masz w Efezie,
Żebrz, lub pożyczaj, byłeś znalazł summę,
I żył — inaczej dług zapłacisz gardłem.
Prowadź go, stróżu.
Stróż.  Rozkaz się twój spełni.
Egeon.  Niema ratunku! Nadzieja ucieka!
I śmierć się tylko na dobę odwleka. (Wychodzą).

SCENA II.
Plac publiczny.
(Wchodzą: Antyfolus i Dromio z Syrdkuzy, i Pierwszy Kupiec).

1 Kupiec.  Radzę więc, udaj, żeś jest z Epidamnus,
Lub twym towarom konfiskata grozi.
Toć właśnie dzisiaj kupiec z Syrakuzy