Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 1.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
SCENA IV.
Pokój w pałacu królewskim.
(Wchodzą: król Ryszard, Bagot i Green, drugiemi drzwiami Aumerle).

Krói Rysz.  Widziałem dobrze. — Dokądże, kuzynie
Odprowadziłeś dumnego Hereforda?
Aumerle.  Odprowadziłem dumnego Hereforda,
Skoro mu taką dajesz nazwę, królu,
Do pierwszej drogi i tam pożegnałem.
Król Rysz.  Łez przy rozstaniu ileż popłynęło?
Aumerle.  Co do mnie, żadnej; wiatr tylko północny
W twarz mi dmuchając lodowatem tchnieniem,
Obudził śpiące na dnie oczu krople,
I łzą pozdrowił zimne pożegnanie.
Król Rysz.  Jakież ostatnie było jego słowo?
Aumerle.  Bądź zdrów, kuzynie! A że moje serce
Zbyt dumne było, ażeby pozwolić
Tak sprofanować wyraz językowi,
Fortelem boleść udałem głęboką,
I wyraz zdał się w smutku pogrzebany.
Ha, gdyby słowo: bądź zdrów! było zdolne
Lat kilka dodać krótkiemu wygnaniu,
Tom cały: bądź zdrów! dałbym mu na drogę;
Gdym tego nie mógł, nie dałem żadnego.
Król Rysz.  Mym on kuzynem, kuzynie Aumerle’u,
Wątpię jednakże, czy z wygnania końcem
Krewny mój swoich zobaczy przyjaciół.
Nie ja sam jeden, lecz Bushy, Green, Bagot,
Zważali jak się pospólstwu przymilał,
Jak się do serc ich pragnął wśliznąć głębi
Zbytkiem pokory i poufałości,
Ile pokłonów ciskał niewolnikom,
Chytrym uśmiechem biedną łowił czeladź,
Jakby cierpliwem zdaniem się na losy
Serca ich z sobą chciał nieść na wygnanie.
Przed biedną ostryg przekupką czapkował;
Sfora furmanów za „szczęść Boże!“ w zamian