Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
58
KRÓL JAN.

Salisbury. Zaiste, baliśmy się, że choroba
Jego nieuleczona.
Pembrok. I to także
Wiemy, jakim bliskim śmierci był ten chłopiee
Wprzódy, nim jeszcze mógł się poczuć chorym.
Za takie sprawy jest odpowiedzialność
Tu lub tam.
Król Jan. Czemu na mnie wytężacie
Ten wzrok tak uroczysty? czy myślicie,
Że w mojem ręku są nożyce losu,
I że ja pulsom życia rozkazuję?
Salisbury. Udanie nazbyt niskie i widoczne.
Wstyd, że majestat chce tak grubo zwodzić.
Żegnam cię, królu! Niechaj ci się wiedzie.
Pembrok. Zaczekaj na mnie, Lordzie Salisbury!
Pójdziemy razem; może gdzie znajdziemy
Dziedzictwo tego nieszczęsnego dziecka,
Drobne królestwo jego: grób przedwczesny?
Krew, której cała wyspa ta należy,
Wszystka w trzech stopach ziemi się zmieściła!
O! zły świat! wierz mi — ale któż to zniesie?
Gniew ludzki wkrótce przerwie wszystkie tamy,
I prędzej może, niż się spodziewamy.

(Lordowie wychodzą).

Król Jan. Wychodzą gniewni! — późno już żałować.
Krew... to fundament śliski i niepewny;
Wątłe to życie, co wynika z śmierci.

(Wchodzi posłaniec).

Wzrok twój przestrasza. Gdzież się krew podziała,
Którąm w twej twarzy widział. Takie niebo
Wyjaśnić może tylko nawałnica.
Zlej więc swą burzę, i mów, co we Francyi?
Posłaniec. Francuzi do nas spieszą. Nigdy jeszcze
Podobnej siły żaden kraj nie wysłał
Do obcej ziemi. Oni naśladują
Twój pośpiech, królu! bo gdy wieść cię dojdzie,
Że się gotują, druga wieść ci powie,
Że już są w Anglii.
Król Jan. Gdzież to się upiła
Przezorność nasza i tak dała uśpić?