Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/65

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    57
    AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.

    Bardziej w imieniu bezpieczeństwa twego,
    Które jest celem wszystkich) z serca żądam,
    Ażeby Artur był oswobodzonym.
    Jego niewola wiele ust niechętnych
    Pobudzi do mruczenia. Rzekną słusznie:
    Jeśli posiadasz prawnie, co w pokoju
    Posiadasz, skądże trwoga, która zwykle
    (Jak oni mówią) towarzyszy krzywdzie?
    Czemu w więzieniu twój nieletni krewny
    W niewiadomości traci dni najlepsze,
    I pozbawiony wszelkich zacnych ćwiczeń?
    Tak, żeby czasów tych nieprzyjaciele
    Nie korzystali z tej okoliczności,
    Pozwól się prosić, żeś nam sam rozkazał
    Jego swobody się domagać. Nasze
    Dobro o tyle tylko mam na względzie,
    O ile nasze dobro od twojego
    Całkiem zależy. — Niech więc będzie wolnym.
    Król Jan. Niech będzie — młodość jego wam polecam.
    Hubert (wchodzi). Hubercie! powiedz, co tam masz nowego?
    Pembrok. Ten człowiek miał wykonać krwawą czynność.
    Pełnomocnictwo widział mój przyjaciel.
    Obraz występku szpetny, nienawistny
    Jest w jego oczach. Ta zamknięta postać
    Zdradza złe myśli niespokojnej duszy.
    Boję się zatem, czy już nie wykonał
    Zleceń, o których z drżeniem wspominamy!
    Salisbury. Twarz króla mieni się, i patrz, jej farba
    Idzie i wraca ciągle od sumienia
    Do przedsięwzięcia, jakby herold jaki
    Pomiędzy dwoma strasznych wojsk rzędami.
    Namiętność już dojrzała, musi pęknąć.
    Pembrok. Jak pęknie, boję się, czy nie wyleje
    Zgnilizny śmierci niewinnego dziecka.
    Król Jan. Wstrzymać nie możem silnej ręki śmierci.
    Chociaż chęć nasza zadość wam uczynić
    Trwa — cel próśb waszych, Artur, już nie żyje.
    Właśnie mi doniósł, że tej nocy umarł.