Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/67

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    59
    AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.

    Gdzie matki naszej oko i troskliwość,
    Że takie wojsko mogła zebrać Franeya,
    A ona o tem nie słyszała?
    Posłaniec. Królu!
    Jej ucho ziemią już zatknięte. Twoja
    Szlachetna matka już w pierwszych dniach kwietnia
    Umarła. Słychać, że Konstancya także,
    Na trzy dni pierwej, w pomieszaniu zmysłów
    Zeszła ze świata. — Ale to są słuchy;
    Czy fałsz, czy prawda, ręczyć ci nie mogę.
    Król Jan. Zatrzymaj pośpiech swój, straszliwy losie,
    I złącz się ze mną, póki nie ukoję
    Gniewu mych Parów. — Matka moja w grobie! —
    Tak więc źle idą rzeczy? — Mów, pod czyjem
    Dowództwem przyszły do nas siły Francyi,
    Bo utrzymujesz, że wylądowały?
    Posłaniec. Delfin je wiedzie.
    Król Jan. Twemi nowinami
    Dałeś mi zawrót głowy.

    (Bękart wchodzi i Piotr z Pomfret)

    No, cóż mówią
    O twojem z księżmi powodzeniu? Tylko
    Głowy mi złemi wieśćmi nie nabijaj;
    Ona i tak już pełna.
    Bękart. Jeśli nie chcesz
    Najgorszych wieści słyszeć, niechże one
    Mimo twych uszu spadną na twą głowę.
    Król Jan. Bądź pobłażliwym. Byłem ogłuszony
    Pod bałwanami; teraz znów oddycham
    Na wierzchu fali; teraz słyszeć mogę
    Wszystko, cokolwiekby mi kto powiedział.
    Bękart. Jak mi się dobrze z księżmi udawało,
    Niech świadczą wielkie sumy, którem zebrał.
    Lecz gdym tu dążył, znalazłem lud cały
    Dziwnych urojeń pełnym. Słuchy jakieś,
    Jakieś widziadła złe nim owładnęły.
    Cały w przestrachu, choć sam nie wie czego
    Bać się. I oto prorok na ulicach
    Pomfret pojmany, właśnie kiedy za nim
    Sami cisnęli się ciekawi głupcy,