Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
267
AKT DRUGI. SCENA SIÓDMA.

Cezar. Niech czas ci służy, w zbroi lub atłasie;
Lecz ja bym wolał pościć pół tygodnia,
Niż tyle wypić w jednym dniu: to zbrodnia.
Enobarbus. Cóż, naczelniku, póki śmiech pod wąsem,
Czy się nie pozna Rzym z Egipskim pląsem?
Pompejusz. Prosimy.
Antoniusz. Zgoda, wszyscy dłoń do dłoni,
Aż nasze zmysły winna mgła zasłoni
I w Lety zdrój pogrąży.
Enobarbus. Dalej w szyki. —
Niech w słuch i serce bije prąd muzyki.
Ja was ustawię; tej bachantki pienia
Niech każdy wtórzy zgodnie, bez wytchnienia,
I z całej piersi.

(Przygrywka. Enoharbus wszystkich krąg ustawia).
Śpiew.

Chodź, monarcho winopłodny,
Chodź, Bachusie nasz urodny:
W twej beczułce szczęścia kwiat;
Niech twój liść nam skronie wieńczy;
Lej rozkoszy zdrój młodzieńczy,
Aż się w krąg potoczy świat!
Cezar. Cóż nam więcej trzeba? —
Pompeju, dobrej nocy. — Niech was nieba
Snem błogim darzą: żegnam. — Chodź, mój bracie,
Ważniejsze sprawy cierpią na tej stracie
Drogiego czasu. Ty, choć tęga głowa,
Jak winny szczep kulejesz: moje słowa
Lgną jakoś w ustach; wpadliśmy w obłędy
Zbyt pieszcząc się z puharem. Droga tędy. —
Bywajcie zdrowi.
Pompejusz. Na brzeg was wysadzę.
Antoniusz. Najchętniej.
Pompejusz. W ręku masz ojcowską władzę
I dom ojcowski. — Lecz do czasu zgoda.
Na łódkę zemną.
Enobarbus. Strzeżcie się, tam woda. —

(Wychodzą Pompejusz, Cezar, Antoniusz i służba).

My do kajuty, Menas.