Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
170
JULIUSZ CEZAR.

Przedostojnego grona senatorów.
Dla prywatnego zaś zaspokojenia
Twego, kochany Decyuszu, dodaję:
Oto Kalpurnia, żona moja, nie chce
Puścić mnie z domu. Śniło jej się dzisiaj,
Jakoby moją statuę widziała,
Z której ze wszech stron przez mnóstwo otworów
Krew jak z fontanny tryskała; a wielu
Rzymian ochoczo, z uśmiechem na ustach
Przystępowało i w krwawym tym stoku
Maczało dłonie. Upatruje ona
W tym śnie przestrogę, przepowiednię jakiejś
Wielkiej niedoli; i klęcząc błagała,
Ażebym dzisiaj z domu nie wychodził.
Decyusz. Nie takby sen ten potrzeba tłómaczyć:
Było to owszem fortunne widzenie.
Statua twoja, potężny Cezarze,
Mnogie strumienie krwi wyrzucająca,
Krwi, w której wielu Rzymian, jak powiadasz,
Z uśmiechem dłonie maczało, oznacza,
Że z ciebie wielki nasz Rzym czerpać będzie
Zdrój krwi ożywczej i że wielcy ludzie
Cisnąć się będą do ciebie po leki,
Maści, kordyały i rady zbawienne.
To się rozumie przez ów sen Kalpurnii.
Cezar. Wcaleś go nieźle wyłożył.
Decyusz. I wcale
Nie czczy to wykład, jak się to okaże
Z dalszych słów moich. Wiedz bowiem, że senat
Zamierzył dzisiaj koroną ozdobić
Skroń potężnego Cezara.
Gdybyś im doniósł, że przyjść nie chcesz, wieść ta
Mogłaby zły wpływ wywrzeć na ich chęci.
Byłby to zresztą żart, na który łatwo
Mógłby ktoś także żartem odpowiedzieć:
„Czekajmy, póki małżonka Cezara
Nie będzie lepszych snów miewała“. Gdyby
Cezar się schował, ażaliżby wtedy
Pomiędzy sobą nie szeptano: „Patrzcie,
Cezar się boi?“ Przebacz mi, Cezarze;