Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Meneniusz. Tak, jak jest, dobrze jest, byłoby jednak
Nierównie lepiej, gdyby był miał władzę
Nad sobą.
Sycyniusz. Gdzież on się teraz obraca?
Nie słyszeliścież nic?
Meneniusz.Nic nie słyszałem,
I jego matka, jego żona także
Nic nie słyszały.

(Wchodzi trzech czy czterech obywateli).

Obywatele.Niech wam bogowie płacą!
Sycyniusz.Dobry wieczór,
Sąsiedzi.
Brutus.Dobry wieczór, dobry wieczór.
Pierwszy obywatel. Powinniśmy się z żonami i z dziećmi
Na klęczkach dzień w dzień modlić za was.
Sycyniusz.Żyjcie
I prosperujcie!
Brutus.Bądźcie zdrowi. Gdyby
Was był Koryolan tak jak my miłował!
Obywatele. Poruczamy was bogom.
Obywatele trybunowie.Bądźcie zdrowi.

(Wychodzą obywatele).

Sycyniusz. Lepsze to dzisiaj czasy i weselsze,
Niż owe, kiedy ciż sami ludziska
Biegali, gwałtu! krzycząc.
Brutus.Kajus Marcyusz
Niepospolitym prawda był żołnierzem,
Ale zuchwałym nad wszelkie pojęcie,
Dumnym, wyniosłym, samolubnym.
Sycyniusz.Pełnym
Uzurpatorskich uroszczeń.
Meneniusz.Nie sądzę.
Sycyniusz. Bylibyśmy się o tem przekonali,
Niechnoby tylko był został konsulem.
Brutus. Bogowie strzegli nas i uchronili
Rzym od tyranii.