Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

że, gdybym za świeżej pamięci senatu, nie utwierdził wiarogodności tego doniesienia zapisem w publicznych dokumentach, zdarzyćby się mogło, że kiedyś nie Torkwatus lub jemu podobni (bo w tem omyliło mnie bardzo moje oczekiwanie), ale jaki człowiek, co stracił swój majątek, nieprzyjaciel spokojności, wróg uczciwych łudzi, mógłby powiedzieć, że insze były zeznania, żeby, wznieciwszy burzę przeciw najlepszym obywatelom, mógł tym łatwiej wśród nieszczęść Rzeczypospolitej zawinąć do portu w swojem nieszczęściu. Dla tego po wprowadzeniu donosicieli do senatu, wezwałem senatorów do spisania ich zeznali, zapytali i odpowiedzi. Ale jakich mężów? nie tylko bardzo cnotliwych i sumiennych, jakich jest mnóstwo w senacie, ale takich, o których wiedziałem, że posiadając pamięć, wiadomości, wprawę i szybkość w pisaniu, najłatwiej co będzie powiedziano schwycić będą mogli: K. Koskoniusza, który wtenczas b\ł pretorem, W. Messalę, który się właśnie o preturę starał, P. Nigidiusza, Ap. Klaudiusza. Zdaje mi się, że nikt tym ludziom wierności lub umiejętności w dokładnem spisaniu zapytań i odpowiedzi zaprzeczeń nie może.
XV. Co potem? com uczynił? Wiedząc, że zeznania wciągnięte w akia publiczne, pozostaną podług zwyczaju przodków w prywatnem u mnie zachowaniu, nie trzymałem ich w utajeniu, nie zamknąłem w domu. ale kazałem zaraz przepisać wszystkim pisarzom, tu i owdzie rozrzucić, ogłosić i podać w ręce ludowi Rzymskiemu. Rozdzieliłem po całej Italii, rozesłałem do wszystkich prowincyj, nie chciałem zostawić nikogo bez wiadomości o doniesieniu, które przyniosło wszystkim ratunek. Powiadam tedy, że niemasz miejsca na kuli ziemskiej, gdzie znane jest imię ludu Rzymskiego, dokądby kopia tych zeznań nic doszła. W owych tak nagłych wypadkach, w owym tak krótkim a burzliwym czasie, obmyśliłem niemało sposobów, nie sam przez się, ale, jak się rzekło, z bozkiego natchnienia: naprzód, żeby nikt nie mógł o niebezpieczeństwie, które Rzeczypospolitej lub komukolwiek zagroziło, tak opowiadać, jakby musie podobało; powtóre, żeby nikomu wolno nie było te zeznania naganie lub zarzucić, że im lekkomyślnie uwierzono; nakoniec, żeby czego więcej odemnie nie dopytywano się lub w moich papierach nie poszukiwano; żeby nie mówiono, żem zbyt wiele pamiętał lub zapomniał; żeby mi z jednej strony nagannej opieszałości, z drugiej okrutnej pilności nie przypisywano. Słuchaj, Torkwacie, twój nieprzyjaciel