— Anglicy nie, Amerykanie też nie. Tu można brać w rachubę tylko Berlin i Moskwę.
— Zapewne.
Czaban zirytował się:
— Zapewne! Zapewne! Ale jak to przeprowadzić, do jasnej cholery!
— Tego już nie wiem.
— Ba, to oczywiście postawiłoby nas na nogi... Hm... A może zrobić poprostu: pójść do ambasady i zaproponować?
— Ale co?
— No całe te papiery.
— Zatem musiałbyś je zabrać ze sobą. Kota w worku nie kupią.
— Więc zabiorę.
Murek zaśmiał się:
— Ale oni mogą wówczas wszystko zatrzymać i grosza nie dać. Co im zrobisz?
— Psiakrew, racja.
— Jeżeli zaś już mają te dane, kto ci zaręczy, że nie przyjdzie im do głowy oddać cię w ręce policji?
— W jakim celu?
— Czy ja wiem?.. Powiedzmy poto, by zjednać sobie polski rząd okazaniem takiej lojalności...
— Zupełnie możliwe — przyznał Czaban.
— Jest jeszcze jeden sposób, nad którym kiedyś zastanawiałem się.
— Mianowicie?
— Użyć pośrednika. Znam niejakiego Bigelsteina, adwokata. On jest z nimi w stałym kontakcie. Ale tu trzeba byłoby oddać mu przynajmniej połowę.
— Niema gadania — zakrzyczał Czaban. — Zwarjowałeś?
— No, więc ja już nic więcej nie wymyślę.
Wstał, lecz Czaban go zatrzymał:
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/308
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.