Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest dostępny, ale mam głęboką cześć dla tych, którzy ku niemu dążą...
Znowu siedzieli w milczeniu. Murek zrozumiał, ku czemu zmierzały te abstrakcyjne wywody Lipczyńskiego i bał się, by oni tego nie poznali. Na szczęście do pokoju wbiegły dzieci i zaraz wpakowały się na kolana swego przyjaciela. O powrocie do niebezpiecznego tematu nie mogło już być mowy.
Przy kolacji chirurg opowiadał o swoim nowym pacjencie, jednym z najwyższych dygnitarzy państwowych, który podczas uczenia się pilotażu spadł tak niefortunnie wraz z samolotem, że roztrzaskał sobie obie szczęki. Lipczyński podjął się przeprowadzenia niezwykle trudnej operacji, połączonej nawet z transplantacją kości. W związku z tem studjował fachową literaturę i wprost od stołu poszedł do gabinetu. Wkrótce i Murek zaczął się żegnać. Do przedpokoju odprowadziła go pani Lipczyńska i tu przytrzymała jego rękę i patrząc mu w oczy powiedziała:
— Niech się pan ożeni z Miką. Uszczęśliwi pan najlepszą, najzacniejszą kobietę, a i dla siebie zdobędzie pan żonę, której przecie brak panu tak bardzo.
— Cóż za pomysł! — żachnął się Murek.
— Wydobędzie pan ją z tragicznej sytuacji. Pan jeden może to zrobić.
— Ale to jest niedorzeczne!
— Dlaczego? Czy pan ją potępia?
— Bynajmniej.
— No, właśnie. Kamień nam wszystkim spadnie z serca. Niech pan nie udaje małodusznego. Wiemy, co sądzić o panu, i dlatego wszyscy pragnęlibyśmy waszego małżeństwa.
Wybiegł od Lipczyńskich, wstrząśnięty tym projektem. Przez całą drogę powtarzał sobie:
— Nonsens, niepodobieństwo, absurd!