Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ników są fatalne. Otóż ostatnio leczył syna dr. Sążeń, który obecnie jest szefem sanatorjum w Medanie. I on właśnie poradził nam Medanę. Ponieważ zaś metody leczenia doktora Sążnia skutkują lepiej widocznie, bardzo zależałoby mi na pozostawieniu syna właśnie pod jego opieką. Niestety moje środki absolutnie...
— Dobrze — przerwał Murek, z trudem opanowując uczucie jakiegoś zabobonnego lęku przed spojrzeniem Szułowskiego. — Dobrze. Ile państwo mogą płacić? Proszę się nie krępować. Z przyjemnością zrobię ten wyjątek. Zastrzegam się tylko przed ujawnieniem zniżki. Mielibyśmy wówczas moc kłopotów z innymi pacjentami.
— Ależ naturalnie, panie dyrektorze.
— Zatem ile?
Staruszka wymieniła bardzo niską kwotę i widocznie nie spodziewała się, że dyrektor Klemm to zaakceptuje, gdyż zaraz dodała:
— Może trochę więcej...
Murek jednak potrząsnął głową:
— Załatwione.
Na kartce wyrwanej z bloku skreślił kilka słów i podając kartkę powiedział:
— Proszę to wręczyć doktorowi Sążniowi.
Staruszka zaczęła mu dziękować ze łzami w oczach i zapewniać go o jego wyjątkowej szlachetności i dobroci. Jej syn milczał uporczywie i Murek bez przerwy czuł na sobie jego wzrok. Chciał jak najprędzej pozbyć się ich stąd, lecz właśnie w chwili, gdy pani Szułowska wstała, jej syn odezwał się cicho:
— Idź, mamo i zaczekaj na mnie. Ja muszę jeszcze kilka słów zamienić z panem dyrektorem na osobności.
Murek instynktownie cofnął się za biurko, a jego obawa była tak wyraźna, że staruszka uważała za potrzebne uspokoić go: