Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi rozmowy na ten temat. Przykroby mi było usłyszeć od pana... wykręty. Zresztą, to już teraz pańska sprawa. Gdy pan zakomunikuje mi, że powziął taką, czy odmienną decyzję, wtedy...
— Panno Tunko! Ależ ja już powziąłem decyzję. Z chwilą, gdy prosiłem panią o rękę! Przecież to całkiem zrozumiałe.
— A czy... jest i równie... pewne?
— Daję pani słowo honoru.
Przymknęła oczy i nic nie odpowiedziała. Milczenie zaś jej było tak wymowne, że jemu krew uderzyła do twarzy.
— Wiem — powiedział — że moje słowo nie przedstawia dla pani zbyt dużej wartości, a o moim honorze ma pani, słusznie, nienajlepszą opinję. Jakże jednak mam zapewnić panią, że dotrzymam zobowiązania?
Jego wzburzony głos przywołał ją do porządku:
— Myli się pan. Wcale nie chciałam tego powiedzieć.
— Ale to pani pomyślała, gdy wystąpiłem z mojem słowem honoru. Zapewne. W moich ustach ma to wyłącznie wartość zwrotu retorycznego. Dawny nałóg. Proszę mi wybaczyć.
I nie mógł się powstrzymać, by nie dodać:
— Trzeba się nauczyć wybaczać nadużywanie języka ludzi wzniosłych i szlachetnych nawet najnędzniejszemu człowiekowi z chwilą, gdy się wychodzi za mąż.
Nienawidził jej w tym momencie i niemal pragnął, by wyczytała tę nienawiść z jego oczu. Ona jednak odezwała się pojednawczo:
— Jestem jeszcze zbyt młoda i wielu rzeczy pożytecznych od pana się jeszcze nauczę. Proszę nie mieć do mnie żalu.
Wyciągnęła doń ręce, jakby chcąc tą serdecznością wynagrodzić mu dotkliwą przykrość. Pocałował końce jej palców i zdobył się nawet na uśmiech.
— W każdym razie — powiedział, — niech pani posta-