Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Onże mi powiedział: Jak przyjdzie gość i powie, że chce ze mną się widzieć, to mam zapytać, w jakiej sprawie? A on dopiero musi umówione słowa wymówić. Jak wymówi, to znaczy swój i mam po męża lecieć.
— A jakież to słowa? — obojętnie zapytał Murek.
— Różne. Co miesiąc inne. Ktoby je tam spamiętał.
— U nas w Łodzi, to komuniści mają hasło „Robotnicza siła w jedności“. A u was?
— I spamiętać trudno — ziewnęła Kuzykowa — pierwej to było takie śmieszne, niby zapytanie, „Czy Michałek wyjechał do Ameryki?“ A teraz ta jakoś o hiszpańcach. Ot, różnie.
— A jak o hiszpanach? — nalegał Murek.
— Coś taki ciekawy... Czekaj, czekaj... Aha! „W Hiszpanji rewolucja buduje nowy porządek“.
Chcąc się przekonać, czy Kuzykowa dobrze powtórzyła hasło, Murek wrócił jeszcze kilkakrotnie do tego tematu. Upewnił się jednak dopiero wtedy, gdy pokazała mu te słowa wypisane na pudełku od gilz, w którem trzymała przybory do szycia.
Wróciwszy do domu, zastał Arletkę zaniepokojoną w najwyższym stopniu jego długą nieobecnością. Spodziewała się nieszczęścia, wiadomość zaś o nowych wymaganiach Piekutowskiego i Majstra wprawiła ją we wściekłość.
— Uciekać, mówiłam odrazu, uciekać! Czy ty naprawdę nie rozumiesz tego, że to jedyne wyjście?!
— Znalazłem lepsze — odpowiedział spokojnie Murek.
— No to chyba zabić ich obydwóch!
— Właśnie.
Arletka potrząsnęła głową:
— Nie dasz rady. To starzy praktycy w tych rzeczach.
— Wiem o tem — zgodził się — ale znalazłem takich, którzy to zrobią.
— Któż to taki?