którą uwiązali konie. Panna Tunka była wyjątkowo tego dnia ożywiona i pobiegła naprzód. Nagle potknęła się i krzyknęła, chwytając się oburącz za pień sosny.
— Co pani?
— Zdaje się, że zwichnęłam nogę — odpowiedziała, sycząc z bólu.
— Proszę objąć mię za szyję — zawołał i wziął ją na ręce.
Nie była ciężka i bez trudu zniósł ją ze wzgórza. Posadził opartą o drzewo i ostrożnie zabrał się do ściągania długiego buta. Dziewczyna zacisnęła zęby i bohatersko znosiła ból. Gdy rozsznurował cholewkę i ściągnął pończochę, zaczął delikatnie obmacywać kostkę.
— Niema mowy o zwichnięciu — oświadczył z ulgą — poprostu naciągnęła pani ścięgno. Boli bardzo?
— Już mniej — uśmiechnęła się.
— Odrobina masażu i będzie wszystko dobrze.
Zaczął rozcierać kostkę, stopę i łydkę, żartując, że wyrobi się na doświadczonego masażystę i będzie z tego żył. Panna Tunka miała niebrzydką nogę, ale stopy Arletki były bez porównania ładniejsze. Pomimo tej refleksji Murek uznał, że należy podkreślić swój stosunek do Tunki i dość niezręcznie pochylił się i pocałował ją w podbicie:
— Biedna nóżka — mruknął czerwieniąc się.
— Co pan wyprawia — upomniała go z odcieniem zgorszenia w tonie.
— Zwykły objaw współczucia. Czy sprawiłem pani przykrość?
— Pan jest zabawny. Proszę podać mi pończochę.
Z włożeniem pończochy poszło łatwo. Natomiast o wciągnięciu buta nie mogło być mowy. Kostka obrzękła i każda próba zgięcia wywoływała ból. Do domu było ponad sześć kilometrów. Murek zaproponował że pojedzie, by sprowa-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/113
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.