Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjść zamąż. I owszem, wciąż się zdarza taki, czy inny, przyzwoity kandydat. Ale pokręci się, pokręci i nie zdecyduje się na oświadczyny.
— To dziwne, proszę pani, przecie panna Tunka jest czarująca.
— Prawda?... Ale naokoło wszyscy opowiadają, że będzie miała porządny posag. Tymczasem Sewerek, gdy co do czego przyjdzie, nabiera wody do ust i ani mru-mru. Zamiast powiedzieć wyraźnie: — Dam córce tyle i tyle — milczy. Na niepewne zaś nikt nie pójdzie.
Murek zmarszczył brwi:
— Bardzo mi przykro, ale w danym wypadku muszę przyznać słuszność raczej małżonkowi szanownej pani.
— Jakto?
— Ja też nie wydałbym córki za człowieka, który tylko na posag patrzy.
Pani Czabanowa machnęła ręką:
— Mój panie, trzeba życiowo to brać, życiowo. Każdy musi myśleć o swojej przyszłości. Jakże uważać komu za złe, że dba o jutro. Miłość miłością, a chleb chlebem. Sam pan przecie jest rozumnym i wykształconym człowiekiem, niechże pan sam powie, ale tak z ręką na sercu?
— Zapewne. Jest w tem sporo racji.
— A widzi pan! Sewerek zaś, na psa urok, ma lekką rękę do interesów, ale niech mu raz i drugi noga się powinie, nie daj Boże, stracić gotów wszystko. I co wtedy z dziewczyną? Niechże mu pan przy sposobności przemówi do sumienia.
Murek obiecał. Narazie zaś nie tracił czasu, starając się pozyskać uczucia Tunki. Zaczęła go uczyć konnej jazdy i robili codzień wycieczki w okolicę, najczęściej do dość odległego Kumanieckiego lasu. Tam wypoczywali i na obiad wracali do Koszołowa. Podczas jednego z takich wypoczynków w lesie, próbowali wspiąć się na stromą górkę, pod