Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma pan rację. Teraz jeszcze jedno: — Czy te weksle, które mam w kieszeni, warto przyjąć?
Murek zawahał się.
— Na wekslach musi być podpis: gdybym podpis zbadał grafologicznie, mógłbym panu ściśle odpowiedzieć.
— Proszę bardzo — Czaban sięgnął do kieszeni i położył przed Murkiem paczkę weksli na kilkadziesiąt tysięcy z wystawienia „Domu Handlowego M. Cukierman”.
Murek nieraz za czasów swojej biedy pracował na Bielańskiej w składach tej firmy. Oczywiście, nie wiedział, czy obecnie stoi ona tak dobrze, jak wtedy, jednakże zaryzykował i rzuciwszy okiem na odległe terminy płatności weksli, powiedział poważnie:
— Ten Cukierman nie jest uczciwym człowiekiem...
— Szuja — przerwał Czaban, — ale to mnie nie obchodzi. Czy weksle wykupi, o!
— Wykupi — zapewnił Murek.
— Nadzwyczajnie pan mówi — z uznaniem zawołał Czaban, — to prawdziwy dar Boży. A nie mógłby pan mi jeszcze powiedzieć o tamtej mojej stracie? Bo, widzi pan, bandyci zrabowali mi wówczas około trzystu tysięcy złotych, ale ugryźć ich nie mogli, bo nie w gotówce, tylko w papierach wartościowych i wekslach. I sam nie mam i drugiemu nie dam. Gdyby tak można było dowiedzieć się, kto te papiery ma, tobym odkupił. Jak Boga kocham, odkupiłbym. Połowębym oddał. Niechno pan, mistrzu, popatrzy w tę swoją kulę. A nóż, a widelec!
Murek zakaszlał, by ukryć radość. Przecie o to tylko mu chodziło. Jednakże przez ostrożność postanowił drożyć się:
— Nie, dzisiaj nie mogę. Za wiele pan ode mnie żąda, jak na jeden seans. To wymaga koncentracji wszystkich sił duchowych.
Czaban podrapał się w głowę:
— Szkoda. Ale ma pan nadzieję, że coś się da zrobić, a?