Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak może jest, niestety — przyznała Mika, — ale pan napewno nie w ten sposób patrzy na świat.
— Ja... Ja, proszę pani... Ja staram się jeszcze patrzeć na świat inaczej.
— I powinien pan w tem wytrwać!
— Czy ja wiem — odpowiedział po namyśle.
— Ja wierzę panu.
Murek dość lekceważąco machnął ręką:
— Co tam pani wie... Pani jest jeszcze bardzo młoda, gdyby pani przeszła to, co ja... Pani jest naiwna.
Mika zaczerwieniła się.
— Czy dlatego pan to mówi, że wierzę w pańską uczciwość i pański charakter?
W jej głosie zabrzmiała nutka urazy, lecz Murek nie zwrócił na to uwagi.
— Taka wiara jest gołosłowna.
— A właśnie, że nie!
— I bardzo... bardzo ryzykowna.
— Dlaczego?
— Niechże się pani zastanowi! Uroiła pani sobie, że spotkany na ulicy włóczęga jest ideałem uczciwości i szlachetności...
— Przypuśćmy, że uroiłam, i cóż z tego?
— A to z tego, że sprowadza go pani do swego mieszkania. I zostaje pani z nim we dwójkę, z obcym drabem, który może być najgorszym bandytą!
Zaśmiała się:
— Jestem zbyt biedna, bym miała się bać rabunku.
Murek zniecierpliwił się:
— Ale nie chodzi o rabunek!
— Tylko o co?
— O co, o co? O to, że mógłby taki drab rzucić się na panią i zrobić z nią wszystko, coby się mu podobało. Rozumie teraz pani?