Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— No, więc, co to jest, jeżeli nie naiwność?
— Znajomość ludzi.
— Pani jest paradna! — prawie rozgniewał się. — I nie radzę robić takich eksperymentów. Może pani tego jeszcze gorzko żałować. Taka młodziutka i ładna panieneczka to łakomy kąsek, zwłaszcza, gdy sama w ręce idzie, gdy wprost zaweźmie się, by facetowi wszystko ułatwić. Tak nie wolno! Jeszcze narwię się pani z filantropią na drania, a wtedy już będzie poniewczasie. Nie można ufać tak każdemu...
— Ja też nie każdemu, tylko panu ufam.
— I niemądrze!
— A właśnie, że mądrze!
Śmiało patrzyła mu w oczy. Murkowi przyszła gwałtowna ochota zastraszenia tej gęsi, która najwidoczniej uważała go za jakieś niewinne jagnię.
— Ech, pokazałbym ja pani, gdzie raki zimują — powiedział wstając i odtrącając nogą krzesełko. — Ale już niech tam... No, miała pani dać tę herbatkę?... Będzie, czy nie?
Umyślnie przybrał ton opryskliwy, lecz na Mice nie zrobiło to żadnego wrażenia. Przeciwnie. Zaśmiała się i zawołała:
— Jest pan bardzo grzeczny i dlatego już dostanie pan herbaty.
— Grzeczny, grzeczny — wzruszył ramionami. — Ja monopolki napiłbym się, nie herbaty. Może mi pani jeszcze da cukierka!
W żaden sposób nie dawała się zastraszyć ani zgorszyć. Nakryła do stołu i wesoło gawędząc, smarowała Murkowi bułki masłem.
— Nie — powiedziała wreszcie z przekonaniem. — Pan nie potrafi być groźnym.