Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot, przygodnie. W tych sferach nikt nie posługuje się nazwiskiem, bo i niebezpiecznie.
— Dlaczego niebezpieznie?
— Zostawia się policji wyraźny ślad.
— A większość pańskich towarzyszy niedoli pragnie uniknąć zetknięcia się z policją.
— Nie większość. Wszyscy.
— I pan też? — zapytała z przestrachem.
— I ja też.
Zamilkła i dopiero po dłuższej chwili zapytała:
— A... a czy... pan popełnił... coś takiego?
Wzruszył ramionami:
— Och, nic „takiego”. Jestem bezdomny, bezrobotny, jestem nędzarzem. To wystarczy.
Tyle goryczy było w jego słowach, że Mika, mimowolnym ruchem, oparła mu rękę na ramieniu i zarumieniła się, gdy to spostrzegła.
— Więc wszystko kwestja pieniędzy?... Nie, nie wierzę, by pan tak na świat patrzał!
— Nie ja, ludzie tak patrzą. Niechże pani sama powie, czy pieniądze nie klasyfikują ludzi. Naprzykład, człowiek zamożny jest na ulicy przechodniem, a obdartus gapiem. Ktoś, kto podróżuje z pełnym portfelem nazywany jest turystą. Niech jednak nie ma pieniędzy, już staje się włóczęgą. Żyjący w dostatkach ma tytuł „osoby”, a bogacz „osobistości”, lecz nędzarz jest tylko „osobnikiem”. Pieniądze uprawniają do nieprzestrzegania form towarzyskich. Zyskuje się opinję oryginała, biedak za to samo będzie nazwany chamem. Bogaty, gdy bije po pysku, broni swego honoru, hołysz jest poprostu opryszkiem. Nawet w kryminale rozróżnia się takie rzeczy stanowe. Gość, co świśnie miljon, jest defraudantem, a żebrak, co wyciągnie bliźniemu z kieszeni złotówkę, to złodziej.