Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tle wyglądał jeszcze mizerniej. Zerwał się na powitanie. Rozczulenie hamowało mu głos.
— I ja napiję się herbaty — rzuciła kelnerowi.
— Może jakieś ciastka? Tu są niezłe ciastka — zaproponował Murek.
— Nie, dziękuję.
— Panno Niro, pani przecie wyszła przed kolacją. Naprawdę, ciasteczko pani nie zaszkodzi.
Zgodziła się. Zresztą ciastko było obrzydliwe i zostawiła je ledwie napoczęte. Opowiedziała Murkowi obmyśloną po drodze historyjkę o katastrofie. Poza niepokojem o stan jej zdrowia, nie zajął się tem głębiej. Jak za każdem widzeniem się, promieniał i był wzruszony, co dodawało mu ślamazarności. Jednak był jakby żywszy w ruchach i w spojrzeniu. Musiał stracić ładnych kilka kilogramów. To samo ubranie, w którem widywała go zawsze, stało się zbyt luźne. Między szyją a kołnierzykiem utworzyła się również na palec szeroka przerwa. Ręce zato zgrubiały, krótko obcięte paznokcie były popękane, na jednym widniał duży czarny podciek od uderzenia lub przyciśnięcia.
— Ale co się z panem działo? — pytała.
— Ze mną? Nic...
— No, jakto, chorował pan chyba! Tak schudnąć! A może pan zajmuje się jakimś sportem?
— A tak, tak właśnie! — podchwycił skwapliwie. — Uprawiam sporty... Wiosłuję... To doskonale robi na zdrowie. Doskonale. Opalam się przytem.
— Nawet lepiej pan z tem wygląda — przyznała.
— Oooo... — zażenował się.
— Widocznie sport zabiera panu moc czasu, oddawna pan się nie odezwał?
— No — spochmurniał. — Chciałbym, proszę mi wierzyć, panno Niro, że chciałbym jak najczęściej... Ale mam moc zajęć.